Cztery dobre powody do degustacji i zupełnego zaskoczenia

Po drobnej przerwie spotkało się w TOP GUN grono entuzjastów whisky by skosztować rewelacji.

I żeby nie było, że tytuł mylący. Od razu napiszę, że to nie jest tekst o jakichś filozoficznych powodach do degustowania whisky. Bo do tego nie potrzeba jej fanów specjalnie przekonywać. Tymi tytułowymi powodami do degustacji w ostatni czwartek miesiąca były cztery znakomite butelczyny:

Teaninich 11YO Parcel No. 5 bottled by SMS 48%

Edradour Caledonia 12YO 46%

Jura 18YO 42%

Glenmorangie 18YO Extremely Rare 43%

Mimo, że z wyjątkiem whisky Teaninich, każdy z nas próbował wcześniej tych marek, to nie tych butelek konkretnie. Co podkręcało ciekawość, przy minimalnej ilości oczekiwań.

No, może poza jednym. Gwiazdą wieczoru miała być Glenmorangie 18YO. Czy okazała się wybitną?
Dojdziemy do tego.

Kolejność degustacji odbyła się według starszeństwa. Tzn. najstarsze zostały na koniec.

Zaczęliśmy od Teaninich. Whisky o tyle ciekawa, że praktycznie nigdzie niedostępna. Destylarnia potężna, produkująca 10mln destylatu rocznie, wszystko jednak idzie do blendów. Można ją znaleźć w takich mieszankach jak VAT69, Dimple, Johnny Walker czy mniej znany w Polsce Haig.

Tylko dzięki temu, że na rynku funkcjonują niezależni bottlerzy, mogliśmy tą oleisto-trawiastą whisky popróbować. Oczywiście nie w mieszance, a w formule Single Malt.

Słodowe i trawiaste aromaty, odrobina jabłek potwierdziły się w smaku dodając jej jeszcze więcej uroku. Średnio długi finisz z owocowymi nutami i wanilią dopełniły obrazu. Nasza grupa degustacyjna była niemal zgodna co do oceny tej whisky. Teaninich 11YO zabutelkowana w zyskującej na znaczeniu serii Single Malts of Scotland uzyskała od nas średnią ocenę 80pkt/100 możliwych. Co dałoby jej pozycję dokładnie w połowie tabeli, gdybyśmy kierowali się ocenami wcześniej rozgrywanej u nas Ligi Szkockich Regionów.

Na drugi ogień poszła degustacja Edradour Caledonia 12YO. Maleńka destylarnia. Maleńkie alembiki. 300 tysięcy litrów rocznie. Tylko 15 beczek tygodniowo jest wypełnianych świeżym destylatem.

Jak tu nie myśleć o Imperium Rzymskim? Caledonia jest nazwą nadaną przez Rzymian… Szkocji. Sama whisky powstała na cześć pewnej piosenki z 1977 roku pod tym samym tytułem.

Na nosie pojawiły się słodkie aromaty z nutką wiśni, rodzynek, prażonych orzeszków, wanilii, świeżego tytoniu.
Smak to prawdziwa magia! Wanilia, słodkie nuty zostały zdominowane przez lekką wytrawność, pojawił się naprawdę głęboki smak sherry, cynamonu, gałki. Smak po prostu głęboki i wielowymiarowy. Całość uzupełniona słodkim, korzennym finiszem z delikatną goryczką. Poezja. Grupa była niemal zgodna. Średnia ocena grupy to 89 pkt.

Odwołując się po raz kolejny do naszej ligowej tabeli, ta whisky znalazłaby się w TOP3 najwyżej u nas ocenianych.

Nadszedł czas na Jura 18YO. Wyspa Jura leży dokładnie między szkockim lądem a Islay. Dostać się na nią można tylko z wyspy Islay. Przez przesmy zwany Sound of Islay (po gaelicku: Caol Ila!).

Wyspa Jura liczy sobie około 200 mieszkańców i 5000 jeleni. Tutaj George Orwell kończył pisać swoją książkę: „1984”.

Destylarnia produkuje 2,3 mln litrów rocznie. Ta 18 letnia whisky miała nas zaskoczyć subtelnym dymkiem. Czy zaskoczyła?

I tak, i nie.

Znalazłem taką informację, że tylko około 10% słodu użytego do produkcji tej whisky miało do czynienia z torfowym dymem ze zmierzonym poziomem 50ppm fenoli. Można więc oszacować, że w całości słodu średnio było tego 5ppm.

I rzeczywiście, ten dymek był niemal niezauważalny. Do tego stopnia, że gdyby ktoś nie wspomniał „hej, a czujecie tu jakiś dym?”, to w aromacie nikt nie zwróciłby na niego uwagi. Pojawiły się za to owoce, wanilia, drewno, czerwone wino, mleczna czekolada.

W smaku, pozostawiona na języku, whisky ujawniła nieco więcej dymu, a mamy sporo pasjonatów dymnych potworów, więc można powiedzieć, że jakaś satysfakcja się pojawiła. Finisz długi i intensywny. Drewno, dąb, tytoń, miód i kakao pozostały na języku na dłużej.

Średnia ocena grupy to 81 pkt. Odrobinę lepiej niż Teaninich, znacznie gorzej niż Edradour.

Wszyscy czekali na Glenmorangie.

Oczywiście butelczyna zachwyca opakowaniem i świetnym marketingiem by LVMH (Luis Vuitton Moet Hennessy). Szeroko uśmiechając się, przystąpiliśmy do degustacji.

W aromacie pojawiły się natychmiast kwiaty i owoce, wanilia, miód, słodkie bułeczki, lawenda, miód, cytryna. Ciekawa zapowiedź. Ale czegoś w niej brakowało. A może pojawiło się delikatne poczucie rozczarowania po tak mocnym, wcześniejszym akcencie Edradour?

Smak zdecydowanie floralny, ale nie do końca uporządkowany, trochę nasuwający skojarzenia z Glemnorangie Nectar d’Or. Totalnie mieszane uczucia. Słodka, waniliowa, ale nieco wariacka jak kilkuletni destylat. Finisz średni do długiego, korzenny.

Czyżby koniec historii? No cóż. Odkładając na bok cały wspaniały marketing wielkiego, potężnego koncernu. Tą whisky naprawdę się pięknie… ogląda w opakowaniu i w butelce. Ale czy warto ją przelewać do kieliszka?

To nie jest pierwszy raz, kiedy jedynym atrybutem wyjątkowości whisky jest tylko jej wiek. I nie pierwszy raz zdarza się, że coś, co przeleżało 18 lat w beczce, niekoniecznie musi urywać 4 litery. Cóż, znane są mi osobiście przypadki, że coś co miało 21 lat zupełnie nie nadawało się do picia, bo było zdecydowanie przekombinowane.

Postaram się dać tej whisky szansę za jakiś czas. Zrobię powtórkę. Może kolejność whisky dzisiejszego wieczora sprawiła, że ta osiemnastolatka z Glenmorangie nie wypadła zbyt korzystnie? Nasza grupa oceniła ją średnio na 78pkt! Już lepiej wypadła u nas kiedyś 14 letnia Quinta Ruban.

W każdym razie wrócę jeszcze do niej, żeby zdecydować.

Tę degustację zdecydowanie wygrał Edradour Caledonia 12YO. Można powiedzieć, że o kilka długości wyprzedził konkurencję. To jest whisky, którą koniecznie musicie spróbować!

Saul

———————–

Punktacja:

Edradour Caledonia 12YO 89 (moja prywatna ocena: 91)

Jura 18YO 81 (78)

Teaninich 11YO 80 (82)

Glenmorangie 18YO 78 (77)

Chcesz skomentować?